czwartek, 2 lipca 2009

SPOTKANIE RODZINNE REWAL 2009

'Nasze spotkanie było fantastyczne!' – z pewnością powie każdy członek rodziny Krasnodębskich. Mieszkańcy Rewala też na długo zapamiętają tę wizytę... Ale zacznijmy od początku...

Jak to życiu bywa nieubłagany czas zaciera więzi rodzinne. Jedni są zajęci robieniem kariery, studiują, inni wyjeżdżają za granicę – grunt, że nie ma czasu na rodzinne spotkania. Ot, tak jak w każdej szanującej się rodzinie, w szerokim gronie spotykamy się w czasie ślubów i pogrzebów, a wśród najbliższych, jeśli dobrze pójdzie, podczas świąt, chrztów i imienin.

Mija wiele lat... Rodzina powiększa się wydatnie (tak jak brzuszki i portfele niektórych Wujków) i nic nie wskazuje na to żeby miały nadejść radykalne zmiany. Aż do pewnego zimnego, deszczowego poranka, kiedy to zaiskrzyła iskierka nadziei na połączenie Krasnodębskich.
Zobacz inne fotki rodzina

Zaczęło się niewinnie – jak to przy okazji spotkania Polaków: 'Wiesz u mnie raz lepiej, raz gorzej'... 'Słuchaj, ale dawno się nie widzieliśmy...' 'Ty nic się nie zmieniasz..' To może przyjedź do mnie'...'Taka duża już Twoja córa?!' 'Ech, jak ten czas leci...' I tak moi drodzy, od słowa do słowa, od maila do maila postanowiono urządzić wspólne rodzinne spotkanie pod hasłem: 'NIECH SIĘ MŁODZI POZNAJĄ!'
Z KRASNODĘBSCY W REWALURODZINNE SPOTKANIE

Formalności było co niemiara! Początkowo sprawę trochę utrudniał fakt, że nigdy się nie widzieliśmy, a w przypadku niektórych, nawet nie wiedzieliśmy o swoim istnieniu. Poza tym nie jest sprawą łatwą zorganizować wspólny urlop w jednym czasie 30 osób z całego świata. Oj tak, porozjeżdżali się Krasnodębscy, porozjeżdżali... Kiedy po wielu próbach ustalono czas i miejsce spotkania (blisko Szczecina i nad morzem – ostatni weekend czerwca) okazało się, że w Polsce to my już wielki dobrobyt mamy – tak – nawet w czasach kryzysu! Większość miejsc, choć to był dopiero marzec, była już zajęta. Hotelarze kręcili nosem: 'A bo wie Pani, taka duża grupa, to może byście na tydzień chociaż przyjechali?', 'Nie, przyjmujemy tylko w określonych turnusach, nie ma możliwości przyjazdu na weekend', 'Co Pani?! Na weekend, to mnie się proszę Pani nie opłaca.' I w końcu trafiła się nam 'RIVIERA SPA'. Konkretnie i szybko została sporządzona oferta, rodzina prężnie zaakceptowała warunki i poszła rezerwacja... Teraz pozostało już tylko czekać na ten wielki dzień, na ten pierwszy raz...
Zobacz inne fotki KRASNODĘBSCY W REWALURODZINNE SPOTKANIE

Czas płynie niezwykle szybko. Kiedy na początku roku rezerwujemy urlop, termin wydaje się bardzo odległy, ale jeszcze nie zdążymy załatwić codziennych spraw, kiedy okazuje się, że to już czas na pakowanie i wyjazd.

Dzień pierwszy można określić mianem DNIA WIELKIEGO. Dnia powitań i wielu wzruszeń. Były uściski, okrzyki radości, buziaki i śmiech przez łzy. Było zdziwienie, rozbawienie i te niezapomniane chwile, kiedy na wielu twarzach można było zobaczyć krótki przebłysk rozpoznania córki w matce, czy syna w ojcu. Ja nie musiałam się przedstawiać, każdy kto mnie zobaczył, nie przez przypadek wołał: 'O! Jest i mała Hania'. Powitaniom nie było końca...
Z KRASNODĘBSCY W REWALURODZINNE SPOTKANIE

Podczas obiadu, czekała nas wielka niespodzianka. Nata (as well known Jeweller) przygotowała dla wszystkich Herb Rodzinny – przepiękna jubilerska robota! (thx Nata). Przy okazji dowiedzieliśmy się, jak starym i szlacheckim rodem mamy zaszczyt być! Historia herbu sięga 500 lat. W polu błękitnym srebrna podkowa, na niej zaś krzyż kawalerski, a nad nią srebrny chart.
Najstarsza zapiska sądowa na temat herbu 'Krasnodębski vel Pobóg' pochodzi z 1403r. Nasz charakteryzuje się tym, że na podkowie ma półtora krzyża. Herb można obejrzeć w Krakowie na dziedzińcu Collegium Maius, występuje tam aż dwa razy, raz nawet w kolorze ;).

Kiedy pierwsza wrzawa ucichła, chyłkiem po północy z Riviera Spa wymknęły się dwa cienie. No te dwa się wymknęły, bo inne całkiem głośno odpłynęły w stronę dyskoteki...
Tej nocy Rewal został przygotowany na przyjęcie Krasnodębskich! Następnego dnia rankiem, po śniadaniu Rodzina podzieliła się na dwie niezależne grupy, wybrano kierowników: Jarka i Waldka i zaczęła się zabawa! Początkowo nieśmiale wychodzili przez bramę, leniwie powłóczyli nogami, ale kiedy pierwszy z nich odnalazł punktowany cukierek rozpoczęła się bezwzględna rywalizacja. Biegiem, kto pierwszy i dzikie wrzaski, lecz przeoczyli niektóre potrzaski! Później już szli nieco uważniej i rozglądali się bardziej odważnie. Wszystko znaleźli i się ubawili, niektórych Rewalczyków nieźle przestraszyli ;). W połowie zabawy Rodzina spotkała się na plaży. Wspólnie wykonali wszystkie zadania, ale i tak główna wygrana przypadła Waldkowi – Nieustraszonemu Pogromcy Zimnego Morza Bałtyckiego. Wykonał pełne zanurzenie i tym samym znokautował nie tylko przeciwną drużynę, ale i nas organizatorów podchodów, którzy nie spodziewali się spotkać z tak wielką odwagą i przypłacili to honorową (przymusową) kąpielą. Przygoda na plaży dzięki Hani zostanie nam na zawsze w pamięci. Pokąpielowe zdjęcie Waldka (w krzakach) zostało okrzyknięte jednogłośnie najlepszą fotografią naszego spotkania. Wybrano je spośród 1343 zdjęć, a więc pełen sukces i SERDECZNE GRATULACJE dla obojga: bohatera i fotografa.
Trasa podchodów obejmowała kluczenie po Rewalu i dojście aż do samego Trzęsacza, gdzie zachowały się ruiny kościoła.

Kościół wybudowano 2 km od brzegu morza, a winną za jego zniszczenie jest historia wielkiej, niespełnionej miłości. Jak głosi legenda w Trzęsaczu mieszkał rybak Kaźko, pałający ogromną miłością do pewnej pięknej Ewki. Niestety, Kaźko zginął w walce z Brandenburczykami, a wtedy jego ukochana umarła z żalu. Dziewczynę pochowano przy kościele i od tej pory Kaźko, skryty w falach Bałtyku, próbuje do niej dotrzeć. Kochankowie połączą się na wieki, gdy ostatni fragment kościoła runie do morza. To znaczy w najbliższych latach się nie połączą, bo nie wzięli pod uwagę postępu techniki, a z tego co widzieliśmy wał wzmocniono w taki sposób, że Kaźko przez wieki będzie wzdychał do Ewki, a ostatnia ściana jak stoi, tak będzie stała. No cóż, jak to mówią, prawie się im udało...

Wracając do naszej przygody i nie rozpisując się już zbyt wiele, po piwku i lodzikach ruszyliśmy na podbój kolei. Przejechaliśmy zabytkową 'ciuchcią' z prawdziwym parowozem! do Pogorzelicy, a stamtąd jeszcze dalej drezyną – do rezerwatu dzikich ptaków. Strasznie dzikie były te ptaki, a jeden zaatakował Dominikę kamieniem! Ale to już inna historia...
Z KRASNODĘBSCY W REWALURODZINNE SPOTKANIE

Mogłabym tak pisać i pisać, ale wszyscy już wiemy, że jak każda historia i ta ma swój koniec. Nieoczekiwanie szybko minął weekend i znów, tak jak przedtem, czas zaczął swoją nieubłaganą wędrówkę. Wróciliśmy, każdy do swoich zajęć, ale to wspaniałe spotkanie pozostało w naszych sercach i wspomnieniach. W Rewalu czas się zatrzymał i ta krótka chwila spędzona razem wiele zmieniła. Jak maleńkie ziarenko piasku z Rewalskiej plaży jest mam nadzieję w sercu, a nie w oku ;) każdego z nas i nie zważając na swoje bądź co bądź niewielkie gabaryty nie pozwoli nam znów o sobie zapomnieć.

A teraz mało romantyczne zakończenie, żeby rzewnie nie było:
'Uprzejmie informuję, że termin następnego spotkania Państwa Krasnodębskich wyznaczono za trzy lata licząc od dnia 28 czerwca 2009r.”

Już ja Wam wymyślę zadania, jak Wam za łatwo było! Buziaki.